Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/564

Ta strona została skorygowana.

— Czy zostało ci jeszcze co z pieniędzy, danych na koszta?
— Zostało mi sześć sous.
— Z czterdziestu franków!
— Oszczędzałem, jak mogłem, ale należało się przecież pokazać, żeby nie zwrócić na siebie uwagi...
— Dobrze... Masz dwadzieścia franków... Jutro weźmiesz się znowu do roboty... Będziesz miał zawsze na usługi powóz i franka, na wydatki...
— Psie rzemiosło! — zawołał Tristan. — Cały dzień haruj na to, byś trzy franki zarobił, a wieczorem masz płótno w kieszeni!
— Nie pij tyle, a zostanie ci cokolwiek...
— A! gdybym mógł dostać bilet na loterię, który by wielki los wygrał?
— Na to potrzeba mieć węch! — Pierwszą okazję, co się nastręczy, chwytaj za czuprynę! To moja zasada!
— A gdzież ona? Starzeję się, a nie spotkałem jeszcze żadnej okazji!
— Może przyjść wtedy, kiedy najmniej się spodziewasz... A teraz zostaw mnie samego i zejdź schodami od podwórza.
— Dobrze... dobrze... znamy się na tym.
Tristan otworzył drzwi ukryte i zniknął.
Włosko, pozostawszy sam, rozmyślał:
— A zatem — mówił sam do siebie — Julia Tordier nie kapituluje!... Miłość dla Prospera, nienawiść dla Heleny i Lucjana ciągną ją ku fatalnej pochyłości!... Aresztowanie siostrzeńca, śmierć pani Gobert, męczarnie córki... Grubą stawkę zaryzykowała, rozbijmy bank! Zagalopowała się, i chyba się nie mylę, że kości połamie... dzień ten może już bliski... Jutro będę w Petit-Bry... Dziś zabierzmy się do pracy rozpoczętej...
Włosko miał na biurku szkatułkę, z której wydobył