Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/572

Ta strona została skorygowana.

— W inne?... — powtórzyła zmieszana Joanna. — Ja, co znam siebie dokładnie, nie przypuszczam, bym mogła być kochaną inaczej jak siostra... jestem biednym, wydziedziczonym stworzeniem...
— O! Joanno, nie mów tak! Ty, wydziedziczona? Nigdy! Czyż piękność twej duszy nie wynagradza stokrotnie lekkiego jakiegoś zboczenia w budowie, czego ja zresztą nie uznaję zupełnie!
Joanna czuła wzrastające pomieszanie i, chcąc zwrócić rozmowę na inne tory, rzekła:
— Nie powiedział mi pan, kiedy będzie wolny mój ojciec?...
— Za jakie dziesięć dni, a może i wcześniej.
— Co za szczęście, czy pan pisał do niego?
— Nie, przyjemność zwiastowania mu tej dobrej nowiny pozostawiłem dyrektorowi, który był tak dla niego dobrym. I lepiej by było, gdyby i pani zaczekała aż on sam oznajmi ci swoje przybycie.
— Słusznie... zaczekam więc...
— Może zechce pani oczekiwać go w tym domu, wszak mieszkanie jest gotowe.
— Skoro ojciec mój je zajmie, wtedy i ja do niego podążę...
— By pozostać tu na zawsze?
— Tak.
— Przyrzeka mi pani?
— Z całego serca!
— O! Joanno, to ty czynisz mnie w tej chwili bardzo szczęśliwym!... Czy zawsze pani przebywa w Boissy-Saint-Leger?
— Nie, opuściłam pensjonat... Wynajęłam w Paryżu mieszkanko, które zatrzymam przez dni kilka, lecz stale przebywam w Petit-Bry, u hrabiny de Roncerny. Do niedawna nie byłabym przypuściła, iż powrócę do tego domu,