Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/579

Ta strona została skorygowana.

— Wcale nie różowa!..
— Przyszłość jeszcze ciemniejsza...
— Zachwycająca przepowiednia... W każdym razie, gdybym mógł pochwycić jaką okazję, kto wie, czyby się ona sprawdziła.
— Ja ci ją nastręczę.
Tristan wsparł rękę na wypukłym ramieniu Garbuski.
— Śmiało, moja pani — rzekł głucho — nie dam jej wymknąć się z moich szponów.
— Zatem, słuchaj.
— Słucham.
— Co byś powiedział, gdyby ci wpadło w ręce dwanaście tysięcy franków?
— Dwanaście tysięcy franków — powtórzył drżącym od pożądliwości głosem. — Czy to nie blaga?
— Bynajmniej.
— A co mam za to zrobić?
— Mam nieprzyjaciela... życie jego jest dla mnie śmiertelnym niebezpieczeństwem... Należy je skrócić.
Tristan powiódł rękę po karku, jak gdyby na nim uczuł chłodne ostrze gilotyny.
— Do diabła! to pachnie placem de la Roquette.
— Plac Roquette jest dla mazgajów, dla sprytnych niema niebezpieczeństwa...
— Dobrze, a jaka wypłata?
— Połowa z góry, reszta po skończonej robocie.
— Czy tu idzie o młodego człowieka?
— Nie, o kobietę.
— Młodą czy starą?
— Młodą.
— Tym łatwiej z nią pójdzie.
Podali sobie ręce na znak zgody.
Garbuska dała Tristanowi dokładny rysopis Joanny