Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/592

Ta strona została skorygowana.

Doszedłszy do tego miejsca, Tristan położył pióro.
— Nie chcę pisać — rzekł.
— Zostawiam ci minutę do namysłu, potem roztrzaskam ci łeb obmierzły.
Tristan wziął pióro, napisał i podpisał; wstał, pochylił głowę i oddalił się.
Usłyszano chód jego po za palisadą.
— Dlaczego nie chcesz pan wydać sędziom Julii Tordier? — zapytała Joasia. — Tej niecnej kobiety, która przyczyniła się do śmierci męża swego i bratowej, zabiła prawie swego siostrzeńca, zabije z pewnością córkę, chciała mnie zamordować, dlatego, że staję w obronie ofiar jej nienawiści, bo to musi być jedyną przyczyną jej zawziętości ku mnie.
— Panno Joanno, uspokój się!.. Gdybym dziś uczynił to, czego żądasz, jutro już gorzko byś tego żałowała...
— Dlaczego?
— Nie nalegaj!.. Nie trzeba, żeby Julia Tordier mogła być oskarżoną o zbrodnię, którą opłaciła, lecz to nie znaczy, że zyska bezkarność. Później porachujemy się, i przysięgam ci, panno Joanno, będziesz strasznie pomszczona! Nie mówmy już o tej kobiecie, mówmy o tobie.
— Nie o mnie, a o pannie Helenie...
— Dobrze, lecz najpierw o tobie!.. Koniecznym jest aby nikt nie wiedział o tym, co się stało. Przyrzeknij mi, że nikomu nie powiesz...
— Przyrzekam.
— A teraz, proszę o rękę.
Joanna podała rękę, on uścisnął ją w swoich, a grube łzy puściły mu się z oczu.
— Żyjesz więc — mówił, niosąc jej rączkę do ust — gdybym nie był na czas przyszedł... nie byłoby już ciebie... o! na tę myśl... serce mi zamiera...
— Tobie życie zawdzięczam... tak, mój przyjacielu;