Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/616

Ta strona została skorygowana.

— Dosyć tych ceregieli. Zostaję, bo mam prawo! taka jest moja wola!
— Nigdy!... wiesz dobrze, że nigdy!
— Zobaczymy!
W tej chwili weszła trzecia osoba, Julia.
— Prosper!... Prosper tutaj!... — wyjąkała.
— A! to ty, przeklęta! — krzyknął młody człowiek, którego złość oślepiała.
— Prosper!... wracaj do siebie!
— Słowo jeszcze... a dostaniesz.
— Pijany jesteś.
W tej chwili miły zięć podniósł rękę i wymierzył policzek mamusi, tak, że straciła równowagę i pod drzwi się potoczyła.
Prosper podskoczył do Heleny; Garbuska uczepiła się nóg jego.
Uwolnił się kopnięciem w pierś Julii, uchwycił za ubranie dziewczęcia, aż lekki materiał został mu w ręku.
Helena skoczyła w tył, zastawiła się stołem i wzięła nóż do ręki.
— Jeżeli krok postąpisz — zawołała — jak Bóg na niebie, zabiję cię, a po tym siebie.
— Jesteś moją żoną, winnaś mi posłuszeństwo.
— Twoją żoną?.. Nigdy! Słyszysz! powtarzam, nie zbliżaj się!
Pomimo to Prosper się zbliżył, nóż drasnął go w szyję.
— A! chcesz mi krew puścić, łajdaczko! — zawył nędznik, pijany winem i wściekłością. — Poczekaj!
Porwał laskę, wywinął nią młynka nad głową i zaczął okładać biedne dziecko, gdzie trafił, po głowie, plecach, oczach, twarzy.
Naraz zatrzymał się, cofnął.
Strumień krwi trysnął z czoła Heleny i płynął po twarzy, plamiąc białą odzież, w kawałki poszarpaną.