Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/619

Ta strona została skorygowana.

— Do Rouen. A ty? bo także widzę u ciebie torebkę.
— Ja do Andelys... Pojedziemy razem.
Młodzi ludzie kazali podać obiad. Włosko, jak zawsze przenikliwy, zauważył pomieszanie Prospera.
— Co u diabła będziesz robił w Andelys? — zapytał Prosper.
— Jadę za kupnem lasu... Dobry interes trafia się, za samo polowanie bierze się dwa tysiące franków. Muszę się starać, bo gdybym czekał na sukcesję po tobie.
— A masz mój testament? — zapytał Prosper.
— Tak samo, jak Julia Tordier twój posiada... Ale a propos,, czy zawsze zachwycony jesteś mamą? Jakże tam idzie pożycie małżeńskie we troje?
— Nie mówmy o tym lepiej.
— Dlaczego?
— Dlatego, że jestem ostatnim łotrem, i żal mi dziś, że twoich rad słuchałem.
— Żałujesz, żeś został bogaty, że opływasz we wszystko, a nic nie robisz?
— Brzydzę się Julią Tordier i samym sobą... Jadę do Rouen, ażeby się rozerwać, zapomnieć.
— Czy zbrodnię popełniłeś?
— Prawie... — odrzekł Prosper, blednąc. — O mało jej nie zabiłem.
— Kogo?
— Heleny... Ja, bydlę, biłem ją... laską... Całe ciało pociąłem, z czoła krew popłynęła.
— Ty śmiałeś podnieść rękę na Helenę?... — zawołał Włosko, blednąc.
— Byłem po obiedzie z kolegami... żartowali, że jestem mężem tylko z tytułu... nazywali stróżem haremu... Wracając, wypiłem po drodze... całą flaszkę kirszu... w domu chciałem pokazać, że jestem mężem... Helena się opierała... a wtedy, wściekły kompletnie, biłem.