Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/623

Ta strona została skorygowana.

Naraz cała przeszłość stanęła mu w myśli.
Aresztowanie, więzienie, śmierć matki, kościół, Helena w ubraniu ślubnym. Prosper i obraza śmiertelna, która go piekła jak ogniem.
Obejrzał się raz jeszcze, właśnie w chwili kiedy Joanna wchodziła do pokoju.
— Joasiu — odezwał się poznając ją. — Gdzie ja jestem — powiedz mi.
— W willi Petit-Bry u hrabiego Roncerny.
— Wytłomacz mi, dlaczego nic nie pamiętam?
Joasia opowiedziała wszystko od chwili, gdy zemdlał w kościele.
— Byłem badzo chory, prawda? Lecz teraz czuję się zdrowym. Muszę wstać... pojadę do Paryża.
— Uspokój się, panie Lucjanie, to niepodobieństwo.
— Muszę jechać, muszę pomścić moją matkę. Kobieta potwór zabiła ją. Mężczyzna podły, skradł mi Helenę i w twarz mnie uderzył. O ja się zemszczę! O ja się zemszczę!... inaczej, byłbym tak podłym jak oni!
— Panie Lucjanie, masz jeszcze gorączkę.
— Gorączkę zemsty... tak.
— Jeżeli będziesz się tak wzruszał, zachorujesz na nowo, a wtedy nic już nie pomoże. A my chcemy, żebyś żył, żebyś miał nadzieję.
— Nadzieję! — powtórzył Lucjan ze łzami. — Miałem kiedyś nadzieję, lecz cóż mi z niej pozostało. Matka w grobie, ja posądzony o zbrodnię i Helena stracona na wieki.
— A jeżeli jest możność odzyskania jej?
— Chcesz mnie tylko uspokoić. Helena jest przecież żoną Prospera Rivet, należy do niego.
— Helena nie należy do człowieka, którego jej matka narzuciła... nazwisko jego nosi jedynie... przysięgam.
— Wierzę ci, lecz, pomimo to, do śmierci z nim związana.