Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/639

Ta strona została skorygowana.

Mówiąc to, wstała z łóżka, lecz biedne dziecko przeceniło siły swoje; zachwiała się i omal nie upadła.
— O ja nieszczęśliwa, nie mam sił! — jęknęła.
— Przywołaj na pomoc wszystką energię!... — mówiła Joanna błagalnie. — Nie masz prawa okazać się słabą, gdy chodzi o uratowanie pana Lucjana, którego kochasz i przez którego jesteś kochaną!
— A więc, Joasiu, daj suknię, pomóż mi. Mam silną wolę... uratuję go... a po tym umrę.
Z pomocą Joasi ubrała się w kilka minut.
— Idźmy! — rzekła, opierając się na ramieniu siostry. — Jak powrócę, niech mnie zabiją, jeśli im się podoba.
Dziesiąta wybiła.
Joasia wsiadła z Heleną do powozu, rozkazawszy jechać do willi, co koń wyskoczy.
Gdy się to działo na ulicy Anbry, Garbuska w tym czasie wysiadła z dorożki i wchodziła na stację Św. Łazarza.
Włosko, który co chwila oknem wyglądał, zobaczył ją i pomyślał, że zapewne Joasia miała czas zabrać już Helenę do Petit-Bry, przywołał po tym chłopca, zapłacił za obiad, kazał sprowadzić dorożkę, obudził Prospera i wpakował do powozu, mówiąc, że czas jechać do Heleny.
Prosper otrzeźwiał trochę, na myśl, że ma rozmówić się ze swoją niby żoną.
Włosko kazał jechać na ulicę Anbry, wysadził chwiejącego się na nogach Prospera przed Nr. 7 i rzekł:
— Idź teraz na górę i przeproś Helenę, może ci przebaczy, ponieważ dobra jest, jak anioł.
— Nie pójdziesz ze mną?
— Przeszkadzałbym wam.
Włosko podał eks-komisantowi walizkę, popatrzył, jak tenże zadzwonił, i udał się na schody, a sam wszedł do ka-