Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/643

Ta strona została skorygowana.

— I nie chcesz poświęcić tych nędzników, dla otrzymania spokoju, wolności, życia? — mówiła Joanna.
— Nigdy na to nie przystanę! — odpowiedziała Helena — przez szacunek dla nazwiska ojca, wolę umrzeć, niż obryzgać błotem to nazwisko!
Helena czuła się strasznie wyczerpaną, na szczęście podróż zbliżała się do końca.
O wpół do jedenastej powozik zatrzymał się pod werandą willi.
Całe towarzystwo wybiegło na spotkanie.
Joasia wyskoczyła z powozu i pomagała Helenie wysiąść.
— Heleno! Heleno! — zawołała Marta — przybyłaś nareszcie!
Biedna dziewczyna chciała wejść na schody i rzucić się w objęcia przyjaciółki, lecz nie mogła ruszyć się z miejsca, stała, jak paraliżem tknięta.
Doktór pośpieszył i pomógł Joasi wprowadzić ją na schody.
— Drogie dziecię! Helenko kochana! — rzekły jednocześnie hrabina i Marta, biorąc ją w objęcia.
Joanna, ujrzawszy sędziego, cofnęła się zdziwiona.
— Dzielne masz serce, panno Joanno — rzekł tenże, ściskając jej rękę.
— O! gdyby pan wiedział, co ona wycierpiała! — rzekło dziewczę ze łzami.
Sędzia położył palec na ustach.
Joasia zrozumiała odrazu, co znaczy obecność sędziego, i zamilkła.
— To biedne dziecię zemdleje! — zawołał doktór, widząc Helenę prawie upadającą.
— Skutek to zmęczenia i wyczerpania — odrzekła Joasia. — Od dwóch dni prawie nic nie jadła.