Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/652

Ta strona została skorygowana.

— Nie wiem, ale boję się...
— Biedna męczennica, niechaj Bóg ją ma w swojej opiece! — mruknął stary lekarz.


∗             ∗

Na peronie stacji Saint-Lazare Julia Tordier z gorączkową niecierpliwością oczekiwała pociągu, mającego, według jej mniemania, przywieźć Prospera Rivet.
Przechadzając się tam i napowrót, miała czas do rozpamiętywania listu Prospera, którego oschłość doprowadziła ją do spełnienia postanowienia, zrodzonego w jej mózgu.
Myśl jej przeniosła się do Heleny, która z pewnością w tej chwili, wychyliwszy truciznę, kona w strasznych boleściach. Powróci do domu i nie zastanie już rywalki!
Zmącone myśli kipiały pod jej czaszką, powolny ruch skazówki na zegarze kolejowym drażnił i tak już stargane jej nerwy.
Nareszcie ozwał się sygnał.
Julia stanęła przy samych drzwiach, aby nie przeoczyć Prospera pomiędzy nielicznie przybyłymi podróżnymi.
Rzecz prosta, że Prospera nie było w ich liczbie.
— Musiał spóźnić się na pociąg! — z urazą myślała Garbuska.
Przechodził właśnie jeden z urzędników kolejowych. Zatrzymała go.
— Panie, zechciej mnie objaśnić, o której godzinie przyjdzie następny pociąg z Rouen?
— O jedenastej, minut trzydzieści, a potem o trzeciej pięćdziesiąt nad ranem — odparł urzędnik i poszedł w swoją drogę.
Julia postanowiła czekać do jedenastej.