Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/654

Ta strona została skorygowana.

— Gdzie Helena?
Zamiast odpowiedzi, patrzył na nią wzrokiem osłupiałym.
— Mów! — skrzeczała Garbuska.
— Nie wiem! — wybełkotał z wysiłkiem.
Julia schwyciła go za obie ręce. Zimne były, jak lód.
— Co ci jest? — krzyknęła. — Za wiele wypiłeś, tyś pijany? z tego wszystkiego gotów jesteś rozchorować się?
Stał niemy, zdawało się, jakoby nie słyszał, nic nie rozumał. Z głuchym jękiem przycisnął do piersi ręce, nogi wypowiedziały mu posłuszeństwo i zwalił się na łóżko Heleny.
— Co ci jest? — wstrząsając nim powtarzała Julia. — Odpowiadaj! kiedy powróciłeś?
— Przed chwilą... — wyjąkał nieszczęsny, pożerany ogniem wewnętrznym.
— A Helena?
— Nie ma jej...
— To być nie może! — krzyknęła Julia.
— Wszędzie pusto... — mówił Prosper, głosem, przerywanym czkawką śmiertelną. — W końcu piłem, po powrocie jadłem obiad na stacji i piłem... Przybyłem do domu... otworzyłem swoim kluczem... nikogo... znowu miałem pragnienie... i piłem..
— Co piłeś?
— To... — wyszeptał, wskazując na pusty imbryk.
Julia zaczęła szczękać zębami, jak w febrze.
Pochwyciła imbryk i, znalazłszy go pustym, upuściła na ziemię, gdzie rozbił się na drobne kawałki.
— Tak... wypiłem... i odtąd w gardle... w żołądku... w piersiach... czuję ogień piekielny... Cierpię... cierpię okrutnie!...
Głos mu zamarł, zwinął się, wyprężył, potoczył strasznymi oczyma i wyzionął ducha.