Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/669

Ta strona została skorygowana.

Wszedł tam i w jednym z nich znalazł trochę wody na dnie, nalał jej na dłoń i poniósł do ust.
— Woda przegotowana — mruknął posmakowawszy.
Na blasze leżało kilka zeschłych kwiatów.
— Kwiat ślazu — rzekł, przypatrując się im.
Rondelek miedziany, większy od pierwszego zwrócił jego uwagę. Zajrzawszy do dna, zadrżał nagle.
Dostrzegł na wewnętrznej pobiale plamy czarniawe, a na samym dnie plamki z osadu zielonawego.
Jedną z nich podjąwszy paznogciem położył na języku. Za chwilę charakterystyczny smak fosforu rozszedł mu się po ustach.
Skoczył do pokoju, który urzędnicy przetrząsali jeszcze.
— Nie szukajcie, panowie. Już znalazłem.
— Co takiego? — żywo odgadnął sędzia śledczy.
— Jeżeli pan Rivet został otruty, co na nieszczęście zdaje się nie mylnym, znam truciznę, co go, zabiła. To fosfor!
— Jest pan tego pewnym?
— Dotykalnie pewnym. Patrzcie na osad w tym rondlu. Zresztą skosztowałem go, a smak sui generis nie pozostawia żadnej wątpliwości.
— A, nieszczęsna! — wykrzyknęła Garbuska, załamując ręce nad głową.
— Zapewne ma pani dla nas jakie objaśnienie? — odezwał się sędzia śledczy.
— Ah, nieszczęsna! — powtarzała Garbuska. — I to moja córka!
— Mów, pani!
— To słowo fosfor, wymówione przez pana, dało mi poznać całą prawdę. Onegdaj Helena przyniosła od kupca korzennego pudełko zapałek chemicznych.