Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/691

Ta strona została skorygowana.
XX.

Po chwili sędzia śledczy odezwał się:
— Więc pani przed wyjściem wcale nie piła ziółek?
— Nie, panie.
— Czy przypuszcza pani, że, gdy zasnęła przed przyjściem panny Joanny, mógł kto wejść do twego pokoju?
— Nie wiem, bo nic nie słyszałam. Kiedy wróciłam z Petit-Bry, zobaczyłam matkę, klęczącą na środku pokoju mego, obok trupa.
— Na środku pokoju? — zawołał sędzia śledczy. — Więc Prosper Rivet nie leżał na łóżku?
— Nie, panie!
— Czy może pani wytłomaczyć mi znaczenie słów, jakie wyrzekła w Petit-Bry u hrabiego de Roncerny?
— Jakie to słowa?
— Powiedziała pani: Wypadki w życiu bywają różne... kto wie, czy wkrótce nie będą pomszczoną?
— Rzeczywiście, tak się wyraziłam.
— Czy nie pojmuje pani, jaką wagę mają te słowa? Możnaby z nich sądzić, że myślała o zbrodni, że liczyła na śmierć swego męża.
— To źle mnie sądzono. Powiedziałam panu, że ojciec ukazał mi się we śnie i zwiastował mi prędkie wyswobodzenie i zemstę. Ja w tym śnie widziałam ostrzeżenie i miałam rację. Powiedziałam panu najzupełniejszą prawdę! Przysięgam panu, że jestem niewinną. Czyń pan ze mną, co pan chce.
— Gdyby pani pozostała wolną co by uczyniła?
— Czekałabym na Joannę, która ma tu po mnie przyjść, poszłabym z nią i nie opuściłabym jej, ażeby być zawsze gotową na pańskie rozkazy.