Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/694

Ta strona została skorygowana.

Challet z kapeluszem w ręku i z miną śmiejącą, stał na progu.
— Bardzo mi przykro, że pani przeszkadzam — wyrzekł tonem uprzejmym — ale przychodzę w porę chyba. Miała pani wyjść.
— Nie, dopiero co wróciłam — rzekła Julia. — Czego pan chce ode mnie?
— Proszę tylko, ażeby pani raczyła mi towarzyszyć.
— Towarzyszyć panu.
— A tak.
— A jeżeli nie zechcę?
— To będę nalegał.
— A jeżeli i to nie pomoże?
— Ha! to, ku wielkiemu żalowi, będę musiał użyć środków ostrzejszych.

XXI.

Julia Tordier udała oburzenie.
— Co panu daje prawo tak mówić do mnie? — zawołała.
— Moje prawo, proszę pani — odpowiedział Challet — wynika przede wszystkim z mego urzędu a następnie z rozkazu, jaki został wydany co do pani. Otóż bez oporu, proszę. Ludzi swoich zostawiłem na dole, przez wzgląd na panią i dla uniknięcia rozgłosu. Niech pani zostawi walizkę, zamknie drzwi i pozwoli ze mną.
— Pójdę, ale będę protestowała — wyrzekła Garbuska tonem stanowczym.
Wyszła, zamknęła drzwi i włożyła klucz do kieszeni.
— Teraz, kochana pani — wyrzekł agent tonem miodowym — zechciej podać ramię.
— Dokąd mnie pan prowadzi? — zapytała, gdy zeszli; do bramy!