Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/71

Ta strona została skorygowana.

zobaczę i nie ucałuję!... Sny moje się sprawdziły... Widzisz, moja droga pani! — dodało dziewczę, zwracając się do przełożonej pensji. — Sam Bóg mnie ostrzegł... Muszę, proszę pani, jechać, muszę jechać z kuzynem... Muszę jeszcze zobaczyć się z biednym ojcem...
Helena nieomal odchodziła od przytomności.
— Helenko, dziecko moje, uspokój się — rzekła pani Gévignot, ujmując ją za ręce. — Może nie jeszcze tak źle... Uspokój się...
— Uspokoić się! o to niepodobna! — odparła młoda dziewczyna... Ojciec mój umiera... Czeka na mnie... Woła mnie... Rozpacza, że mnie nie widzi... O, muszę być przy nim... Nikt w świecie nie przeszkodzi, ażebym nie otrzymała ostatnie jego tchnienia... Mój ojciec!... mój ojciec!... biegnę do mego ojca...
Przełożona, słysząc te wyrazy, zmarszczyła brwi, a twarz jej, zazwyczaj łagodna, przybrała wyraz surowy.
— Moja droga Helenko — podchwyciła głosem nieco oschłym — sądzę, twe wzruszenie nie przeszkodzi mnie wysłuchać i zrozumieć...
Córka Jakóba Tordier powtórzyła, szlochając tylko.
— Ojciec mój umiera... Chcę zobaczyć ojca...
Pani Gévignot ciągnęła dalej:
— Ja nazbyt dobrze pojmuję twoją boleść, biedne moje dziecko, i podzielam ją, ale to, czego pragniesz, jest niemożebne...
Helena, podniósłszy głowę, wlepiła w przełożoną oczy, pełne niewysłowionego przerażenia.
— Niemożebne? — powtórzyła.
— Tak... Zupełnie niemożebne.
— Pani nie chcesz mi pozwolić, abym pojechała do Paryża? Chcesz, ażebym pozostała zdała od konającego ojca?...
I po romowie dalszej z Lucjanem, choć Helena chciała czemprędzej jechać do ojca, pani Gévignot nie zgodziła