Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/89

Ta strona została skorygowana.

Ale nowe, jeszcze gwałtowniejsze dzwonienie, odezwało się znowu.
Nie można było wątpić.
— Tak... ktoś dzwoni... kto to być może...
Wyszła do przedpokoju i głosem drżącym zapytała.
— Kto tam?
— To ja, pani Tordier.
— Co za ja?
— Doktór Reynier.
Garbuska cofnęła się przerażona.
— Doktór! — szepnęła przez zęby — czego on chce i po co przychodzi?
Nie otworzyć drzwi, byłoby to wzbudzić w doktorze podejrzenie.
Garbuska zapanowała nad sobą, prawie niezwłocznie ułożyła minę, odpowiednią do okoliczności i otworzyła drzwi.
— Wybaczy mi, droga pani — rzekł doktór, przestępując próg. — Godzina jest późna, ale skoro tędy przechodziłem, a stan zdrowia męża pani obchodzi mnie bardzo... chciałem zobaczyć, jaki skutek zrobiło zapisane lekarstwo.
Garbuska zamknęła drzwi za doktorem.
— Niestety! niestety, panie doktorze — wyjąkała, ocierając oczy zupełnie suche i używając wszelkich wysiłków, ażeby wydobyć jęk z gardła.
To „niestety“ zwróciło uwagę doktora.
Co? — zapytał żywo. — Co się stało?
— Mój biedny mąż...
— Co się dzieje z mężem?... mów pani!?
— Niestety! — powtórzyła Garbuska.
— Czy gorzej mu?
— Umarł.
Pomimo lat pięćdziesięciu pięciu pracy swego stanowiska, doktór Reynier aż podskoczył.