Strona:PL De Montepin - Potworna matka.pdf/91

Ta strona została skorygowana.

minka, gdzie stała flaszka, której zawartość, jak wiemy, wylana została w popiół.
Podała doktorowi pustą flaszkę.
— Kiedyś pani dała ostatnią łyżkę choremu?
— O godzinie dziesiątej... i wkrótce umarł mój mąż.
— To kłamstwo... W butelce było tyle mikstury, że mogłoby wystarczyć jeszcze do godziny drugiej z rana... Coś pani zrobiła z lekarstwem?...
— Ja... — wyjąkała Garbuska, coraz bardziej tracąc przytomność.
— O! pani go choremu wcale nie dawałaś... Gdyby był je zażywał, byłby żył dotąd jeszcze... pani mu go nie dałaś... pani je wylałaś...
— Nie!
— Kłamiesz pani! Tak zrobiłaś, a zrobiłaś, ażeby się prędzej pozbyć człowieka, który ci jednak całe życie poświęcił... chciałaś się od niego uwolnić... chciałaś być wolną jak naprędzej... pilno ci było... nie chciałaś nawet czekać...
— Ale...
— Nie tłumacz się pani... tak pani zrobiłaś... pani zabiłaś męża... to morderstwo, ale ja jestem doktorem... i jako doktór mam święty obowiązek dopomóc sprawiedliwości, która cię winna ukarać...
Garbuska, zdjęta niewysłowionym przerażeniem, drżała na całym ciele.
— Co pan chcesz uczynić? — wyjąkała.
— Spełnić swój obowiązek — odrzekł doktór — i jutro, gdy nadejdzie lekarz miejski, dla stwierdzenia zgonu, objaśnię go, spiszę odpowiedni protokół... sumienie moje głośno przemówi... Lekarstwo, zapisane przeze mnie, czyniło ratunek możliwym... pani, usuwając lekarstwo, zabiłaś człowieka... O tym muszą się ludzie dowiedzieć, i ja to powiem.
— Pan tego nie uczynisz! — zawołała Julia Tordier,