Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/100

Ta strona została przepisana.

styana, że księdzu d‘Areynes pozostawało zaledwie kilka chwil życia, spodziewał się wiadomości o jego śmierci.
Prawdopodobnie Magdalena przyszła go o niej powiadomić.
Będąc doskonałym komedyantem, zawsze gotowym do odgrywania wszelkiej roli, uważał za właściwe udać zdziwienie.
— Magdalena! Co cię sprowadza do mnie? Czy może ksiądz Raul powrócił z Wersalu do Paryża?
— Niestety — odrzekła do łez wzruszona — ksiądz już od pięciu dni powrócił na swoje nieszczęście.
— Dlaczego? Cóż się stało? Tylko proszę mówić ciszej, bo żona moja chora i przed chwilą zasnęła.
— Przyniosłam panu wiadowość o księdzu wikarym...
Gilbert nie spodziewał się takiego frazesu.
Słowa: „Przyniosłam panu wiadomość o księdzu wikarym“, w żadnym razie nie mogły oznaczać — „ksiądz wikary nie żyje“!
Ale nie dał poznać po sobie zawodu i zapytał:
— Jaką wiadomość? Nie dręcz mnie dłużej, mów prędzej. Czyżby ksiądz był chory?
— Stał już nad grobem!
— Nad grobem? — powtórzył Gilbert. — Wielki Boże! cóż się stało?
— Ksiądz wikary po powrocie z Wersalu został ranionym niebezpiecznie u progu swego mieszkania.
— Okropna rzecz!
— Tak jest proszę pana, i byłby umarł, gdyby go nie ocalił lokator tego samego domu, stary chirurg wojskowy.
— Ocalił go? — zapytał Gilbert ze drżeniem w głosie, które mogło być poczytane za wzruszenie.
Tak, dzięki Bogu, doktór zapewnia, że niebezpie-