Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/101

Ta strona została przepisana.

czeństwo już minęło i dla tego kazał mi powiadomić pana o tem co zaszło, by pan z swej strony przesiał wiadomość tę hrabiemu Emanuelowi d‘Areynes, rozumie się, z zachowaniem wszelkich ostrożności.
Gilbert nie słuchał dalszych słów Magdaleny.
Więc ksiądz d‘Areynes, którego uważał za zmarłego, żyje i nawet nie grozi mu już niebezpieczeństwo.
Zapytywał w przestrachu, co teraz uczyni, by uchylić od siebie podejrzenie o działanie z obmyślanym z góry zamiarem zadania śmiertelnego ciosu stryjowi swej żony.
Wprawdzie hr. Emanuel już nie żył, a to była rzecz najważniejsza, niemniej jednak należało zachować pozory.
Przedewszystkiem uważał za właściwe ukryć przed Magdaleną śmierć starca, o której ksiądz d’Areynes dowie się później; o tej kwestvi należy pomyśleć gruntownie.
Na razie należało zjednać sobie służącą.
— Moja dobra Magdaleno — rzekł głosem słodziutkim, — nie będę ci robił wyrzutów, ale powiem, że mogłaś przecież zawiadomić wcześniej o nieszczęściu mego kochanego kuzyna.
— Ma pan słuszność, powinnam była, ale byliśmy wszyscy tak stroskani, że nie przyszło nam to do głowy.
Pomuję i nie gniewam się. Proszę cię tylko, odpowiedz mi otwarcie, jak to się stało?
— Było to w nocy z 27-go na 28-my maja. — Nie wiedzieliśmy o niczem i niespodziewanie znaleźliśmy księdza wikarego, leżącego bez życia na schodach domu, w chwili, gdy otwieraliśmy drzwi żołnierzom wersalskim.
— Któż strzelił, komuniści, czy wersalczycy?
— Niewiadomo; doktór sądząc z kuli, mówi, że Strzał musiał paść z karabinu Chassepot.