Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/102

Ta strona została przepisana.

— A ksiądz d‘Areynes nie objaśnił, w jaki sposób został ranionym?
— Ksiądz przez cztery dni znajdował się między życiem i śmiercią, był nieprzytomnym.
— A dzisiaj?
— Do dzisiejszego dnia. nie wyrzekł jeszcze ani słowa.
— Lecz mówisz, że niebezpieczeństwo już minęło?
— Przynajmniej tak zapewnia doktór.
— Czy będę mógł zobaczyć go?
— Jeżeli pozwoli doktór, ale wątpię; w każdym razie, choćby nawet pozwolił, to ksiądz wikary nie pozna pana. Przy tem doktór zabrania mówić do niego i wydał rozkaz stanowczy, by nie wpuszczać nikogo.
— Więc trudno, zastosuję się do życzeń lekarza, ale proszę cię, Magdaleno, zrób mi jedną grzeczność...
— Jaką?
— Powiadamiaj mnie jak najczęściej o stanie zdrowia mego kuzyna.
— Bardzo dobrze i tem chętniej, że będę przynosiła wiadomości coraz lepsze.
— I ja mam nadzieję, ale proszę przynosić mi je wszelkie, choćby były złe.
— Zgoda, będzie pan je miał. Więc pan mówi, że pani miała córeczkę?
— Tak, przed sześcioma dniami. Daliśmy jej imię Blanka i będziemy czekać z chrztem, dopóki ksiądz wikary nie wyzdrowieje.
— To dobrze pan zrobi, bo ksiądz wikary będzie z tego zadowolony.
— Jak się ma pani?
— Chora... Naprzód wycieńczył ją niedostatek podczas oblężenia, następnie słabość odbyła ciężką.
— Ale teraz już niema niebezpieczeństwa?
— Niema prawie żadnego.