Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/110

Ta strona została przepisana.

Prezydował pułkownik, człowiek stary, o długich siwych wąsach i twarzy surowej.
Przed nim leżał kodeks wojenny i stosy papierów, oraz wyciągi praw, stosowanych do miast ogłaszanych w stanie oblężenia.
Wokoło gęstym szeregiem stali żołnierze z nabitą bronią i nałożonemi bagnetami, zaś dowodzący nimi oficerowie trzymali szable obnażone.
W sali panowała cisza głęboka.
Duplat, stanąwszy przed sądem, szybkim wzrokiem obrzucił sędziów, pragnąc z twarzy wyczytać ich myśli, ale twarze te były zimne, obojętne, nieme.
Frezy dujący przerzucił kilka kartek leżących przed nim aktów i zapytał:
— Pańskie nazwisko?
— Serwacy Duplat.
— Służyłeś pan w wojsku?
— Tak panie pułkowniku, w 17 pułku piechoty.
Podczas wojny byłeś sierżantem-furyerem 57-go batalionu gwardyi narodowej.
— Tak, panie pułkowniku. Miałem udział w bitwie pod Montretant i walczyłem mężnie, mogą zaświadczyć towarzysze...
— Dlaczego nie złożyłeś broni po zawarciu, rozejmu?
— Ponieważ nie ogłoszono rozkazu rozbrojenia, więc zachowaliśmy broń i działa, aby nie wpadły w ręce nieprzyjaciół.
— Wystąpiłeś do walki z rządem...
— Nie zastanawiałem się nad tem, panie pułkowniku... uczyniłem to przez patryotyzm, jak wielu innych.
— Starałeś się o stanowisko w wojsku Komuny...
— Właściwie przyjąłem je tylko.
— Byłeś kapitanem kompanii?