Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/111

Ta strona została przepisana.

— Tak, panie pułkowniku.
Ostatnie pytanie prezesa przestraszyło Duplata.
Co będzie, jeżeli zacznie mówić o żołnierzach tej kompanii, którzy w dziedzińcu więzieniia la Roquette pod jego dowództwem rozstrzelali zakładników?
— Dla czego zwróciłeś broń przeciw wojsku regularnemu, przeciw ojczyźnie, przeciw braciom własnym?
Duplat odetchnął.
Widocznie sąd nie wie o zakładnikach.
— Dałem się wciągnąć, a przytem nie miałem z czego żyć...
— Mogłeś, zamiast łączyć się z powstaniem, udać się do Wersalu i zaciągnąć się do wojska regularnego.
— Nie zastanowiłem się nad tem... Zresztą, nie miałem za co wyjechać z Paryża.
— Powiedz raczej, że wolałeś zostać w Paryżu, aby korzystać z bezrządu i zaspokoić swoje złe instynkta. Przez dwa miesiące w najbrutalniejszy sposób teroryzowałeś całą dzielnicę. Mam tutaj wydawane przez ciebie bony rekwizycyjne, które wręczałeś przemocą, z bronią w ręku, grożąc rozstrzelaniem kupcom, nie chcącym ich przyjmować.
Duplat pochylił głowę.
Więc Merlin nie kłamał, zapewniając o licznych na niego denuncyacyach.
— Czy przyznajesz się do tych zbrodni? — zapytał prezydujący.
— Przyznaje się, panie pułkowniku.
— I uznajesz się być winnym?
— Uznaję się, panie pułkowniku, nawet bardzo winnym... Lecz czyż ja mogę być odpowiedzialnym?
— A któż?
— Ci, którzy wywołali powstanie, — odrzekł Duplat z dziką wymową. — Naczelnicy, przywódcy, co pragnęli zamętu, by zaganiać władzę i zbogacić się, co