Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/112

Ta strona została przepisana.

pchali nas naprzód pięknem! słowami, pobudzali, upajali kłamliwemi teoryami... a my głupcy, wierzyliśmy im!... Zapewniali nas, że powstanie wytworzy jedność i siłę, że po usunięciu rządu, który czynili odpowiedzialnym za wszystkie porażki armii, zawieszenie broni, poddanie Paryża, bronionego przez dwieście tysięcy ludzi — rozgromimy niemców do szczętu i wypędzimy za granicę Francy!... Wtykano nam w ręce broń i pełne szklanki... Zbrojono się i upijano... Jakiś szał ogarnął wszystkich... Jak dzieci lubowali się w pióropuszach, galonach, wstęgach czerwonych... Szczęk szabel ciągnionych po bruku, dźwięk trąb i huk bębnów wszystkim sprawił jakiś zawrót głowy! Braliśmy to wszystko na seryo... i w dobrej wierze gotowiśmy byli poświęcić życie. Ja przynajmniej, panie pułkowniku, przysięgam, iż byłem przekonany, że poświęcam się dla chwały Francy!! Dziś przejrzałem i widzę, żem źle czynił, a jeśli służyłem komunie, to jedynie z głodu i dla tego, że sprawę jej uważałem za dobrą.
Popełniłem błąd... na nieszczęście był on zbrodnią!
Dziwna ta, lecz zręczna obrona, wysłuchana uważnie przez członków sądu, wywarła na nich pewne wrażenie, nawet korzystne. Ex-kapitan spostrzegł je i lekceważąc rady Merlina, postanowił użyć argumentu decydującego.
— Czy masz co więcej na swoją obronę? — zapytał prezydujący.
— Mam, panie pułkowniku.
— Co takiego?
— Pomimo powszechnego szału, miewałem chwilami wyrzuty sumienia.
— Wyrzuty sumienia, ty — z ironią rzekł prezydujący. — ciekawym?
— Dałem dowody.
— Jakie?