Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/118

Ta strona została przepisana.
XLIV.

Przywiązanie Rajmunda do rodziny swego zmarłego pana, nakłaniało go do porzucenia biernej roli, wynikającej z jego podrzędnego stanowiska i do odbycia popróży do Paryża.
Korzystając z pięknej pogody, po wyjściu z wagonu udał się na ulicę Papincourt.
Jakże zmienionym wydał mu się Paryż od owego czasu, gdy widział go po raz ostatni przed samom oblężeniem!
Nieporządek na ulicach nie został jeszcze zupełnie usunięty, na domach wszędzie widoczne były ślady kul karabinowych i armatnich, resztki barykad utrudniały komunikacyę, połamane, zbroczone krwią karabiny kupami leżały na bruku.
Schloss ze ściśniętem sercem spoglądał na to zniszczenie.
— Biedny Paryż! — szeptał. — I to uczynili francuz!, w oczach niemców... ach! nikczemni!..
Gdy zadzwonił u drzwi mieszkania wikarego, stary chirurg, obawiając się by dźwięk dzwonka nie przebudził chorego, zapytał niezadowolony.
— Kto to może być?
— Pójdę i zobaczę — odrzekła Magdalena.
— Ktokolwiekby był, proszę powiedzieć, że ksiądz wikary nie przyjmuje nikogo.
Magdalena otworzyła drzwi i spostrzegłszy Rajmunda, krzyknęła ze zdziwienia.
Doktór, usłyszawszy jej głos podniesiony podbiegł ku niej.
— Proszę mówić ciszej, Magdaleno. Wszak wiesz, że ksiądz wikary zasnął.