Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/128

Ta strona została przepisana.

zmowę... Jestem jego lekarzem i przyjacielem... mieszkam w tym samym domu... Udzieliłem mu pierwszej pomocy, gdy był prawie konającym, następnie pielęgnowałem go do tej chwili, to znaczy, że mam prawo rozporządzać się w tem mieszkaniu, jak w swojem własnem. Jakkolwiek ważnym może być pański interes, nie mogę pozwolić na rozmowę z chorym, ale, jeżeli uważusz mnie pan godnym zaufania, racz mi go powierzyć, a ja mu go zakomunikuję.
Doktór widział, że podczas jego przemowy Gilbert drżał z niecierpliwości, lecz nie dbał o to.
— Potrzebuję widzieć się z moim kuzynem! — zawołał Rollin tonem ostrym.
— Proszę pana mówić ciszej, — odrzekł doktór spokojnie — gdyż możesz obudzić chorego, a co do widzenia się, powtarzam, że to rzecz niemożliwa!...
— Co takiego?
— Stanowczo niemożliwa!
— Nie jest przecież chorym tak ciężko, by nie mógł zobaczyć się zemną.
— Ja jestem innego zdania.
— Przychodzę z wiadomością, o której powinien dowiedzieć się natychmiast, zarówno we własnym jak i moim interesie.
— Bywają wiadomości zabójcze! — odrzekł doktór kładąc nacisk na słowa i patrząc w oczy Gilbertowi.
Rollin zadrżał.
Czy doktór wymówił te słowa przypadkiem, czy pragął uczynić aluzyę do tragicznej śmierci hrabiego d‘Areynes?
Nie wiedział, ale złagodniał i zmieszał się.
Doktór jakby nie spostrzegał tego, rzekł, wskazując mu krzesło:
— Raczy pan spocząć i powiedzieć mi, jakiego rodzaju jest pański interes.