Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/129

Ta strona została przepisana.

— Ależ — odrzekł Gilbert, usiłują zapanować nad wzburzeniem — jakie masz pan prawo o wdzierania się w sprawy familjne?
— Nie mam do tego pretensyi, lecz sądzę, działam na zasadzie przysługującego mi prawa.
— Jakiego?
— Prawa lekarza, które dozwala rozporządzać się tylko jemu, gdy chodzi o zdrowie i życie chorego.
— Prawo bardzo wątpliwe...
— Jednak nie radzę panu zapominać o niem. — Zlebyś pan wyszedł i dowiodę tego.
Ciekawym w jaki sposób?
— Wizyta pańska ma związek ze śmiercią hrabiego Emanuela d‘Areynes?
Gilbert zdziwiony nie zdołał ukryć wrażenia.
— Zkąd pan wie, że hr. Emanuel nie żyje? — zapytał.
Doktór wskazał ręką spokojnie siedzącego w cieniu Schlossa.
— Rajmund Schloss! — zawołał Gilbert zdziwiony.
— Ja — odrzekł lotaryńczyk. — Przybyłem z Fenestranges, by powiadomić księdza d‘Areynes o śmierci jego nieodżałowanego stryja.
— I kuzyn mój — ze sztucznym drżeniem w głosie zapytał Gilbert, — wie już o tym bolesnym wypadku?
— Nie wie, gdyż bywają wiadomości zabójcze, jak słusznie powiedział pan doktór, a taką byłaby i wiadomość moja. Ksiądz Raul, dowiedziawszy się o śmierci hrabiego, mógłby umrzeć, jak umarł hr. Emanuel, czytając list pański fałszywie powiadamiający go o tragicznej śmierci bratańca!
Gilbert spostrzegł, że go podejrzewają; przynajmniej ostatnie słowa lotaryńczyka uchylały pod tym względem wszelką wątpliwość.