Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/149

Ta strona została przepisana.

zejdę już nigdy. Daje mi szczęście dotychczas nieznane, o którego istnieniu nawet nie wiedziałem. Moja malutka Blanka jest teraz dla mnie wszystkiem!
Po kwadransie rozmowy na ten temat, gdy Gilbert chciał już odchodzić, wikary zatrzymał go i rzekł:
— Mój kochany kozynie, pragnę prosić cię o pewne objaśnienie.
— Słucham księdza.
— Przedewszystkiem muszę cię przeprosić, że pytaniem mojem może wywołam w tobie przykre wspomnienie. Nie chciałbym przypominać ci tego nazwiska, ale przysięga, uczyniona człowiekowi umierającemu, zmusza mnie do mówienia o tym człowieku.
Gilbert nieco zaniepokojony tak tajemniczym wstępem, zapytał:
— O kogóż to chodzi?
— O Servacego Duplat.
Mąż Henryki, usłyszawszy to nazwisko uczuł przebiegający po ciele dreszcz.
Postanowił trzymać się na ostrożności.
— O Serwacym Duplat! — powtórzył. — Był to hultaj zdolny do wszystkiego, z którym, z powodu smutnych okoliczności, musiałem, na moje nieszczęście utrzymywać stosunki. Z jakiego powodu zajmuje on księdza?
— Z powodu bardzo ważnego. Posłuchaj. Podczas wojny, gdy byłeś kapitanem gwardyi narodowej, miałeś w swojej kompanii żołnierza, niejakiego Pawła Rivat.
Gilbert zaniepokoił się naprawdę, jednak zapanował nad zmieszaniem i odrzekł:
— Rzeczywiście... O ile przypominam sobie, ten Rivat był śmiertelnie raniony w bitwie pod Montretout.
— I wskutek tej rany zmarł po miesiącu w szpitalu wersalskim.
— Więc kuzyn go znał?