Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/159

Ta strona została przepisana.

czasową bezwładność. Ogarnął ją jakiś niepokój, czoło pokryło się zmarszczkami, oczy w orbitach poruszyły się, krople potu wystąpiły na skronie.
Widocznem było, że straszna praca odbywała się w jej przyćmionym mózgu.
Doktór Perrin widząc ten wysiłek, nachylił się nad chorą i tonem rozkazującym zawołał:
— Przypomnij sobie! Czy pamięiasz swe dzieci, dwie małe dziewczynki... bliźnięta... uśpione w kołysce objętej płomieniami.
Janina podniosła ręce do gardła i krzyknęła głosem chrapliwym.
— Przypomnij sobie! — powtórzył Perrin z okrucieństwem chirurga, uzbrojonego w skalpel lub sondę i nie myślącego o cierpieniu pacyenta, byle tylko ocalić go. — Dzieci twoje może żyją... należy odszukać je...
— Potrzeba odszukać Serwacego Duplata, który je porwał — dodał ksiądz d‘Areynes.
Janina, usłyszawszy nazwisko Serwacego Duplata jęknęła żałośnie.
— Duplat! — zawołała głosem chrapliwym i z dzikim wyrazem oczu — jest mordercą! On zabił Pawła!... zabił moje córki!
Jednocześnie nerwowy paroksyzm konwulsyjnie wstrząsnął jej ciałem.
Przyglądający się ze ściśniętem sercem świadkowie tej sceny rzucili się z pomocą lekarzowi, nie mogącemu powstrzymać gwałtownych rzutów chorej.
Po kilku, minutach paroksyzm zmniejszył się, w końcu ustał zupełnie.
— Co pan z tego wnosi? — zapytał ksiądz lekarza.
— Wnoszę, że wyleczenie jej jest możliwe.
— Więc zacznie pan ją leczyć?
— Nie. Należy powierzyć ją specyaliście... on