Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/161

Ta strona została przepisana.

dze zaopatrzyła się w żywność dla swego gościa i gdy podeszła do drzwi, wyjęła z kieszeni klucz by je otworzyć.
Ale nie mogła tego uczynić, gdyż w dziurce zamku znajdował się klucz którym Duplat otwierał drzwi agentom.
— Pewnie ulicznicy włożyli kamyk — mruknęła ze złością. — Ach gdybym złapała którego, wydarłabym za uszy...
Wzywać Serwacego głosem wydało się się jej nieostrożnością, jednak, nie mając innego sposobu, musiała zdecydować się na to.
Miała już zawołać, gdy w tem, położywszy rękę na klamce i nacisnąwszy ją nieco, spostrzegła, że drzwi otwierają się same.
Zbladła, zobaczywszy w zamku klucz pozostawiany Serwacemu i pośpiesznie podbiegła do mieszkania.
Drzwi domu otworzone były na rozcierz.
— Serwacy! — Serwacy! — gdzie ty jesteś? — wołała przestraszona.
W domku panowała cisza.
— Ach, łotr! Oszukał mnie i uciekł sam!...
Ale podejrzenie to trwało tyłku krótką chwilę, gdyż natychmiast pomyślała:
— Może go ujęli...
Powróciła do furtki w palisadzie i przyjrzawszy się ziemi, spostrzegła odciski kilku nóg różnej wielkości i ślady walki.
— Tak jest... ujęli go! Musieli go przywołać, zmyślili jaką bajkę a on głupiec otworzył im furtkę i wpuścił do ogrodu.
Palmira, jak widzimy, odgadła prawdę.
Ze ściśniętem sercem i nie bez obawy za udzielenie schronienia komuniście weszła do mieszkania,