Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/166

Ta strona została przepisana.

Wiedział on, nad jakiemi skarbami polecono mu czuwać, gdyż rozstawiając straż w dzień, był świadkiem, jak robotnicy w obecności właściciela kopalni, wnosząc baryłki ze złotem, upuścili jedną.
Jedna klepka baryłki pękła i przez otworzoną szparę trochę drogocennego proszku wysypało się na ziemię.
Zebrano go starannie, pękniętą zaś baryłkę postawiono na uboczu, w celu naprawienia w czasie swobodniejszym.
— Gdybym miał kilka garści tego proszku — pomyślał — nie wegetowałbym tak marnie w Nowej-Kaledonii! W Numei albo i na półwyspie łatwobym wymienił go na luidory.
Były kapitan komuny nigdy nie krępował się skrupułami i nie umiał opierać się pokusie.
Zamknięto drzwi, ale Duplat miał czas przyjrzeć się budowli. Jedno tylko okno i do tego bez kraty przepuszczało światło do wnętrza magazynu.
Następnego dnia o godzinie dziesiątej wieczorem wyznaczono Duplatowi to samo stanowisko.
Ogarnęła go pokusa jeszcze gwałtowniejsza.
Dość nacierpiał się biedy przez czas pobytu w kolonii, nieraz cierpiał głód i żałował tych szczęśliwych czasów, gdy będąc kapitanem komuny, dość mu było podpisać bon rekwizycyjny, by mieć wszystkiego wbród bez sięgania do kieszeni.
Duplat, jako człowiek przezorny, zasięgnął naprzód wiadomości o oddziale, mającym w nocy strzedz pawilonu i dowiedział się, że składał się on z żołnierzy utrudzonych, osłabionych wysoką temperaturą, do której nie byli przyzwyczajeni i zazwyczaj drzemiących w pozycyi stojącej, oparłszy się na karabinie.
Nadto byli to zaciągnięci do szeregów krymina-