Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/17

Ta strona została przepisana.

Wskazany przez Duplata kupiec wiedział czego spodziewać się można po tych ubranych w mundury wojskowe bandytach, nie rzekłszy ani słowa, wydał żądane trunki.
— Szczęście, że to już koniec! pomyślał. — Oby tylko prędzej przybyli wersalczycy.
Dwaj żołnierze, obładowani zrabowanemi trunkami, powrócili jednocześnie z garybaldczykiem, który oświadczył, że śniadanie będzie gotowe na godzinę jedemastą.
Powitano butelki entuzjastycznem okrzykiem, odkorkowano butelki absyntu i zaczęto go pić pełnemi szklankami.
Po tej pierwszej kolejce zmieniono szyldwachów.
Nikt nie zauważył, że wbrew zwyczajowi, kapitan ustami zaledwie dotykał kieliszka.
Nastąpiła druga kolejka na cześć komuny, po niej trzecia i czwarta.
Rozwiązały się języki i rozgorzały mózgi.
Pomiędzy pojedynczemi daniami obfitego i wykwintnego śniadania znowu wzniesiono toasty lecz wianem, a po podaniu kawy wypijano rum pełnemi filiżankami.
Gdy który z biesiadników rozlał trunek na stole, zlizywał go językiem, by nic nie zostało straconem.
Ucztę zakończono wazą ponczu, który do reszty upoił hultajów.
— Bawimy się doskonale, — rzekł jeden z żołnierzy, — brak nam tylko kobiet... Wartoby sprowadzić z tuzin obywatelek.
Kapitan wyjął z za pasa rewolwer i krzyknął:
— Nie waż mi się nawet proponować, bo roztrzaskam łeb. Komuna powierzyła nam obronę bramy! Kobiety przeszkadzają tylko!... Pijcie, śpiewajcie, baw-