Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/18

Ta strona została przepisana.

cie się, róbcie co chcecie, ale nie wolno sprowadzać kobiet!
Zaczęto znowu pić.
— Tego by tylko brakowało, — myślał Duplat. — Wszystkie moje plany upadłyby.
Duplat parę razy jeszcze zmieniał straże i upajał, sam nalewał im kieliszki, lub niemogącym już ująć ich, podsuwał do ust.
Nadeszła noc.
Pijani żołnierze pokotem leżeli na trawie i chrapali.
Niebo było zachmurzone i zaczynał padać drobny deszcz.
Kapitan komunistów wyjął z kieszeni klucze, otworzył bramę wiodącą do fortyfikacyj i nadstawił ucha. Zdala dochodził odgłos głuchego huku, jak gdyby wywołanego pochodem wielkiego oddziału wojska i stawał się coraz głośniejszym.
Nagle kapitan zadrżał i odwrócił się.
Za nim, więc od strony Paryża, rozległ się tentent pędzącego po bruku konia, i za chwilę jeździec, kapitan sztabu komuny zatrzymał się przed kordegardą.
— Zapewne przynosi mi rozkazy, — pomyślał Duplat.
Widząc, iż byłby zgubionym, gdyby przybyły oficer wszedł do budynku, pocichu odwiódł kurek rewolweru i podstąpił do niego.

XXVIII.

— Gdzie jest dowódca posterunku? — zapytał oficer,
— Ja nim jestem, — odrzekł Duplat.
— Dlaczego brama nie zamknięta?
— Przez ostrożność, wysłałem patrol na zwiady.