Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/183

Ta strona została przepisana.

— Powtórnie nacisnął znalezioną wypukłość, lecz silniej.
Tym razem Janina wydała jęk podobny do ryku zwierzęcia zarzynanego i zemdlała.
Pomocnik doktora rzucił się ku niej, by udzielić pomocy, lecz p. Bordel usunął go.
— To nic — rzekł — owszem, niech pozostanie zemdloną, gdyż łatwiej przekonam pana, że domysły mole były uzasadnione i że ta biedna kobieta, obłąkana od lat siedmnastu, mogła być wyleczoną po pierwszej operacyi.
— Wyleczoną! — powtórzył pomocnik zdziwiony tak śmiałem twierdzeniem.
— Tak jest, kochany kolego; ale niema co o tem mówić, należy działać.
Zbadał szczegółowo wypukłość na czaszce chorej, poczem zwróciwszy się do Róży zapytał:
— Od jak dawna, moje dziecko — pełnisz obowiązki infirmerki w tym zakładzie?
— Od trzech miesięcy, panie doktorze.
— A jak dawno jesteś przy tej chorej?
— Od samego wejścia do zakładu.
— Czy czeszesz ją codziennie?
— Codziennie, panie doktorze.
— Czy przeciągając grzebieniem, nie zauważyłaś jakiej narośli na ranie?
— Zauważyłam. Mama Janina często kładzie ręce na głowę... Pragnąc zrozumieć powód tego, zaczęłam przyglądać się i odkryłam narośl, o której pan doktór mówi.
— Czy mówiłaś o tem komu?
— Nikomu, gdyż nie przywiązywałam do tego żadnego znaczenia.
— Dobrze — odrzekł dr Bordel, a zwróciwszy się do swego pomonika, dodał: — Kochany kolego, należy