Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/186

Ta strona została przepisana.

Wziął podane sobie szczypczyki, przyłożył je do szwu czaszki, w którym tkwił jakiś przedmiot czarny, uchwycił go, pociągnął, lecz napotkał opór.
Okazała się potrzeba dokonania trepanacyi.
Przez trzy sekundy zęby piły okrągłej skrzypiały na czaszce.
Teraz dopiero czarny przedmiot mógł być wyjętym.
Był to malutki odłamek pocisku, pozostały w ranie od pierwszej operacyi.
— Ta kobieta wyzdrowieje — oświadczył uradowany dr Bordet. — Za parę tygodni odzyska pamięć, a następnie zmysły.
Róża przez cały czas operacyi modliła się klęcząc.
— Czuwaj nad nią starannie, moje dziecko, — rzekł do niej dr Bordet. Nie opuszczaj jej ani na chwilę i staraj się zapamiętać wszystko, co będzie mówiła.
Janina przebudziła się, lecz natychmiast zapadła w sen głęboki.
Odniesiono ją do pokoju szpitalnego, gdzie przez kilka dni spoczywała w stanie odrętwienia.
Dopiero szóstego dnia przebudziła się, siadła na posłaniu i zdumionym wzrokiem powiodła wokoło siebie.
Róża, która wyszła na chwilę i powróciwszy spostrzegła ją w tym stanie, krzyknęła z radości.
— Gdzie ja jestem? — zapytała chora.
Róża położyła jej dłoń na usta.
— Proszę cię mamo Janino nie mów nic. Jesteś jeszcze zbyt osłabioną... Zawiadomię lekarza, on sam ci odpowie.
Czysty metaliczny głos i nachylona piękna twarz Róży wprowadziły w zachwyt Janinę.
Powiedz mi, moje dziecko, czy zastępujesz matkę Weronikę?
Róża powtórnie zaleciła jej milczenie, poczem przywołała drugą infirmerkę i posłała ją do doktora