Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/187

Ta strona została przepisana.

Bordet z prośbą o natychmiastowe przybycie do chorej.
Janina ujęła głowę w dłonie i zamyśliła się głęboko.
Jakaś wielka praca odbywała się w jej mózgu.
Przeszłość byłych lat siedmnastu zarysowała się w jej umyśle niejasno, jak sen w chwili przebudzenia się, lecz w miarę rozświetlania się myśli, zaczęła przybierać kształty wyraźniejsze.
Nagle coś przypomniała sobie i krzyknęła.
W tej chwili do pokoju wszedł doktór Bordet.
Chora wyciągnęła ku niemu ręce i rzekła głosem złamanym:
— Moje dzieci... moje córki... nie widzę kołyski.. gdzie one są?
Doktór pośpiesznie podszedł ku niej.
— Uspokój się — rzekł łagodnie — jesteś chorą, bardzo chorą i jeżeli chcesz zobaczyć swe dzieci, to powinnaś naprzód wyzdrowieć.
Doktór z raportów i od ksiądza d’Areynes znał jej przeszłość, ale z obawy pogorszenia jej stanu, nie mógł dać objaśnienia.
— Nie mogę ci teraz powiedzieć — powtórzył.
— Dla czego?
— Gdyż musiałbym odnieść się do Paryża.
— Alboż ja nie jestem w Paryżu? — zapytała.
— Nie; jesteś w Blois.
— W Blois! A to jakim sposobem? Ja tu nie znam nikogo i mnie nikt nie zna. Byłam w swojem mieszkaniu, z matką Weroniką, która pielęgnowała mnie i moje dzieci... Było to po wojnie, w której mój mąż został zabity... Podczas komuny... Przypominam sobie... było to wczoraj... choć zdaje mi się, że wiele czasu upłynęło od owych chwil... Byłam chorą... słyszałam huk dział, wybuchy granatów padających na