Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/190

Ta strona została przepisana.

— A któryż rok mamy teraz?
— Dziś mamy 3 kwietnia 1888 r.
Janina zadrżała konwulsyjnie.
— 1871... — szepnęła po chwili: — 1888! Siedmnaście lat! Miałam dwie dziewczynki, bliźnięta... Co stało się z niemi? Czy żyją, czy umarły?
— Nie umiem odpowiedzieć pani — odrzekł lekarz.
— A moja matka? — mówiła nieszczęśliwa — a matka Weronika?... wszyscy, których znałam i kochałam? Siedmnaście lat!
Rozpłakała się.
Uspokoiwszy się po kilku minutach, rzekła:
— Powiedział pan doktór, że wyniesiono mnie z płonącego domu... Kto dał dowód takiego poświęcenia? kto ocalił mnie?
— Pewien ksiądz.
— Ksiądz? — zapytała Janina zdziwiona.
— Tak, ten sam, który w kilka miesięcy później poznał panią w szpitalu i powiedział kim jesteś.
— Jak ten ksiądz nazywa się? — Ksiądz d‘Areynes.
— Ksiądz d‘Areynes! — zawołała — wikary od św. Ambrożego! Niech Bóg będzie błogosławiony! Ponieważ to on ocalił mnie, więc uratował i moje dzieci, on nie opuścił ich! Znam go! To najszlachetniejszy człowiek na świecie! On dawał mi ślub...
Nagle twarz Janiny spochmurniała.
— Ale to już siedmnaście lat! kto wie, czy żyje... i czy dzieci moje nie pomarły...
— Nie trać nadziei — rzekł doktór wzruszony. — Może dzieci twe żyją... może Bóg zachował ci to szczęście i pozwoli kiedyś uścisnąć je. Możesz napisać, a jeśli będzie to niedostatecznem, to po powrocie do zdrowia rozpocząć poszukiwania.
— Napiszę... Chcę jak najprędzej opuścić ten zakład.