Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/198

Ta strona została przepisana.

Ostatnia nadzieja, oparta na odpowiedzi księdza d‘Areynes, została utraconą.
Wszystko już dla niej skończyło się!
Do kogo teraz zwróci się zresztą, z czego żyć będzie w tym świecie, z którego wyrugowało ją obłąkanie przed siedmnastu laty.
Ogarnęło ją zniechęcenie tak wielkie, że nawet Róża nie miała odwagi wystąpić ze słowami pociechy.
Znowu upłynęły dwa miesiące, w ciągu których Janina powróciła do zdrowia w zupełności, a jednocześnie odzyskała nieco nadziei. Nie mogąc rachować na nikogo, zaczęła liczyć na wypadek, na Opatrzność, na zbieg nieprzewidzianych okoliczności.
— Skoro tylko wypuszczą mnie ztąd, przetrząsnę cały Paryż, choćby po kolei dom po domu. Kierowana instynktem macierzyńskim odszukam moje córki!
Młoda infirmerka, widząc coraz więcej zbliżająca się chwilę rozstania się z mamą Janiną, stawała się z każdym dniem smutniejszą.
Nakoniec chwila ta nadeszła i Janina zażądała uwolnienia.
Doktór podpisał je, zaś administracya zakładu wypłaciła koszta podroży i dodała dwadzieścia frankkw na pierwsze potrzeby w Paryżu.
Różą, troskliwa o swą „mamę Janinę“, urządziła składkę, ofiarując pierwsza pięćdziesiąt franków, stanowiących rezultat oszczędności kilkoletnich, za jej przykładem poszedł cały personel zakładu i dr Bordet, który też na prośbę swej infirmerki wręczył odjeżdżającej zebraną sumę w ilości sto dziewięćdziesiąt pięć franków.
— Zabierasz z sobą duszę moją — z płaczem mówiła Róża, żegnając po raz ostatni Janinę.
Przemocą oderwano ją z ramion Janiny i odprowadzono do zakładu.