Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/200

Ta strona została przepisana.

Chodziło mu o wybór pociągu, któryby jak najprędzej zawiózł go do Amboise.
Marszruta tej podróży była dość skomplikowaną.
Ażeby dostać się do Amboise, Depréty musiał naprzód udać się do Mans, ztamtąd do Angers, gdzie przesiadłby się na pociąg paryzki, przechodzący przez Tours i Amboise.
Wogóle miał przed sobą ośmnaście godzin podróży.
Wynotował sobie stacye, oraz godziny przybycia i odejścia potrzebnych mu pociągów, zjadł śniadanie i udał się na dworzec kolejowy.
Powiedzieliśmy już, że Depréty był mężczyzną przystojnym, obecnie zaś odrośnięta przez czas kilkotygodniowej podróży ciemna, jedwabista, pięknie utrzymana broda, uczyniła oblicze jego jeszcze okazalszem, a bronzowa cera skóry, przyciemniona promieniami australijskiego słońca, doskonale pasowała do jego inteligentnej fizyonomii i zdawała się powiększać blask jego wielkich oczu, zmieniających wyraz z niesłychaną szybkością.
Ubrany był w szary garnitur letni i miał na głowie kapelusz słomiany, przepasany szeroką wstążką czarną.
Miał powierzchowność tak szykowną i sympatyczną, iż nikt nie mógłby domyśleć się w nim uwolnionego kryminalisty, lub niewierzyć zapewnieniu, że nazywa się wice-hrabią Grancey i pochodzi z jednej z najstarszych rodzin prowincyi Touraine.
O trzy kwadranse na trzecią, siadł do przedziału klasy drugiej i odjechał do Mans.
Następnego dnia około godziny dziesiątej rano przybył do Amboise.
Podróżując bez bagażów, nie miał żadnego kłopotu przy wysiadaniu z pociągów.