Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/206

Ta strona została przepisana.

nia się potrzebował choć na chwilę obejrzeć miejsce; w tym celu chciał oświetlić je latarką i zapalił zapałkę.
Wiatr zgasił mu ją w tejże chwili, ale ten jeden moment pozwolił mu przekonać się, iż znajduje się o dwa kroki od drzewa.
Pod gwałtowną siłą wiatru wszystkie drzewa, wstrząsane i naginane jak trzcina, trzeszczały od wierzchołków do korzeni i zagrażały powaleniem.
Wicher ten był zapowiedzią burzy, zbliżającej się z niesłychaną szybkością.
Grancey postawił latarnię na ziemi i zabrał się do roboty.
W tej chwili oślepiająca błyskawica, oświetlając część ogrodu, w którym pracował ex-kryminalista, rozdarła horyzont i potężny grzmot, jak huk dziesięciu dział wielkiego kalibru, rozległ się w powietrzu.
Odtąd, błyskawice i pioruny następowały po sobie bez przerwy.
Przez pół godziny szalała burza, mimo to Grancey nie ustawał w robocie.
Po usunięciu za pomocą motyki bujnego zielska z wierzchniej warstwy ziemi, Grancey uchwycił szpadel i wziął się do kopania.
Jama była już dość głęboką, gdy wtem lunął deszcz ulewny i zalał ją wodą.
Kopać w takich warunkach było niepodobieństwem.
Grancey wysadził spróchniałe drzwi domku i ukrył się w nim przed ulewą.
Gdy burza uspokoiła się nareszcie, ustały pioruny i grzmot huczał już tylko zdała, nocny pracownik wziął się znowu do roboty.
Wykopana i złożona nad brzegiem jamy ziemia osunęła się i zapełniła ją błotem, które należało usunąć.
Była to praca długa.