Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/214

Ta strona została przepisana.

Ale nie jestem już nią. Wyleczono mnie... Przed trzema miesiącami nowy lekarz w Blois robił mi straszną i niebezpieczną operacyę i dziś jestem zupełnie zdrową.
Pamiętam wszystko... Mówiono mi, że ksiądz uratował ranie z palącego się domu, gdy byłam prawie konającą, i przy łóżku mem czuwała nad memi córkami pewna dobra sąsiadka, zwana matką Weroniką.
Ponieważ ksiądz był w tym pokoju, więc musiał ją widzieć nachyloną nad kołyską... Wiedząc o tem pomyślałam, że może ksiądz ocalił i dzeci moje, lub wie, co się z niemi stało. Dla tego z taką ufnością przybyłam do księdza...
Janina mówiła tak logicznie, iż ksiądz d‘Areynes nie miał wątpliwości, iż odzyskała zmysły, ale jakież objaśnienie mógł dać o jej córkach, pochwyconych przez Serwacego Duplata?
— Moje dziecko — odrzekł, — błogosławię Boga, iż pozwolił nauce powrócić ci rozsądek. Widzę cię zdrową, ufającą w Bogu i taką jaką byłaś wtedy, gdym w kościele św. Ambrożego łączył cię z mężem według wyboru twego serca. Posiadałaś wtedy wiarę, wolę i energię, nie trać ich teraz, chćbyś się dowiedziała odemnie rzeczy smutnych.
— Nie stracę odwagi, niech ksiądz mówi, wysłucham bez łez i rozpaczy... Niech ksiądz nic nie ukrywa, powie wszystko co mu wiadome, choćby mi serce miało pęknąć.
— Paweł Rivat, twój mąż ukochany, o którym myślałaś, że poległ w bitwie pod Montretout, był wtedy tylko ranionym.
Janina zadrżała calem ciałem i utkwiła w księdza wzrok pełen zdziwienia i nadziei.
— Żył! — zawołała, — żył! i może jeszcze żyję dotychczas...
— Zmarł na moich rękach.