Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/215

Ta strona została przepisana.

Janina pochyliła głowę i westchnęła.
— Znaleziony na polu bitwy ciężko ranionym, odniesiony został do szpitala wersalskiego, gdzie zmarł. Przyrzekłem mu przed śmiercią, że będę czuwał nad tobą i nad mającem przyjść na świat dzieckiem. Tej samej nocy, w której powróciłem do Paryża, a który musiałem opuścić, by oszczędzić komunie jednej zbrodni więcej, udałem się wprost do twego mieszkania. Gdy wszedłem do pokoju, do którego przed chwilą wpadł pocisk, spostrzegłem leżącego na podłodze trupa kobiety, tej samej, Która czuwała nad kołyską.
— Więc matka Weronika nie żyje! — ze łzami w oczach zawołała Janina.
— Ty zaś — mówił dalej ksiądz — zbroczona krwią, bez życia leżałaś na łóżku. Ten sam pocisk, który zabił twoją sąsiadkę, dosięgną! i ciebie.
Podszedłem do łóżka, gdy w tem usłyszałem rozlegające się na schodach a następnie na korytarza czyjeś kroki i, sądząc, że komuniści ścigają mnie, ukryłem się za drzwi pokoju sąsiedniego.
— No, a dalej? — zapytała Janina, oddychając z trudnością.
Ksiądz nie odpowiedział odraza, lecz zapytał:
— Czy znałaś lokatora tego samego domu, mianującego się kapitanem komuny?
— Jak on się nazywał? — zapytała głosem zdławionym.
— Serwacy Duplat.
Janina zbladła i zerwała się z fotela.
— Serwacy Dupiat! powtórzyła — furyer 57-go batalionu gwardyi narodowej podczas wojny!... Ten potwór, który najuczciwszych ludzi znieważał i teroryzował!... Ten nikczemnik, który chwalił się, że nie wierzy w Boga! Serwacy Dupiat, wróg mego męża! Ach,