Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/221

Ta strona została przepisana.

w towarzystwie ojca w szpitalu wersalskim przy łóżkach rannych marynarzy.
Henryka milcząca i zamyślona haftowała, Marya Blanka wyszywała na kanwie własnego układu deseń kolorowy, Lucyan z zajęciem czytał głośno jakąś powieść Dickensa.
Biedna Henryka wielce zmieniła się od czasu, w którym widzieliśmy ją prawie umierającą w piwnicy domu przy ulicy Servan.
Gęste przedwcześnie zbielałe włosy otaczały jej czoło, pokryte licznemi zmarszczkami; blade rysy nosiły piętno długich cierpień; smutne jak gdyby mgłą łez zasnute oczy zblakły od płaczu.
A przecież miała dopiero czterdzieści trzy lata!
Ale biedna męczennica tak wiele wycierpiała!
Opuszczona przez męża, zajętego tylko rozrywkami, znajdowała tylko pociechę jedynie w towarzystwie Maryi Blanki.
Zajęta wychowaniem tego dziecka, które uważała za własne, otaczając je bezustanną troskliwością, żyjąc zdala od hałaśliwego życia, tak ulubionego przez Gilberta, Henryka zdołała uczynić z Maryi Blanki istotę, nietylko wykształconą, lecz i obdarzoną wszystkiemi przymiotami duszy i serca.
Usiłowała ona wszelkiemi środkami nawrócić Gilberta, dać mu do zrozumienia, jak jego wybryki były dla niej ubliżającemi i mogły szkodzić szczęściu ich córki, ale wszelkie prośby, łzy, błagania, pozostały bezowocnemu Gilbert opanowany namiętnością użycia, dobrawszy się pieniędzy, myślał tylko o odwecie za dawne chwile niedostatku i używał ich w sposób, który prędzej lub później musiał sprowadzić katastrofę.
Na nieśmiałe i rozsądne uwagi Henryki odpowiadał tylko zniewagami.