Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/222

Ta strona została przepisana.

Pod wpływem takiego postępowania Henryka powoli utraciła swą miłość a następnie i wszelki szacunek dla niego.
Doszła do tego, iż mówiła sobie:
— Mój stryj i kuzyn znali go dobrze!... Ten człowiek nie ma ani serca, ani sumienia!... Ach jakaż ja byłam zaślepiona!...
Henryka pod ciężarem tych cierpień byłaby uległa, gdyby widok córki nie dodawał jej odwagi i siły.
Lucyan Kernoöl był młodzieńcem przystojnym, liczył lat dwadzieścia ośm, miał włosy ciemne, wielkie czarne o aksamitnym odblasku oczy, przemawiające łagodnością i siłą woli, twarz inteligentną i postawę szlachetną.
Marya Blanka, piękna jak anioł, przez dziwny kaprys natury, uderzająco była podobną do swej siostry bliźnięcej, młodej infirmerki z zakładu obłąkanych w Blois — może tylko nieco wątlejszą i delikatniejszą, co zresztą było wynikiem otoczenia, w którem się wychowała.
Widząc je obok siebie, możnaby było dopatrzeć pewne pomiędzy niemi różnice, wynikające z odmiennego sposobu wychowania i przyzwyczajeń, ale spotykając je oddzielnie, niepodobna było odróżnić jednej od drugiej.
Marya Blanka miała to samo spojrzenie, ten sam uśmiech, ten sam głos łagodny i harmonijny, te same ruchy natralne i przyjemne.
Dusze ich i serca, zarówno jak kształty, były te same; obie były jednakowo łagodne, litościwe, gotowe do poświęceń.
Marya Blanka ubóstwiała Henrykę, którą uważała za swą matkę i w jej towarzystwie czuła się najszczęśliwszą, a szczęście to stawało się jeszcze wię-