Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/226

Ta strona została przepisana.

Miał wznowić czytanie, gdy weszła pokojowa i zaanonsowała wizytę księdza d‘Areynes.
Pani Rollin, jej córka i Lucyan pośpieszyli naprzeciw księdza, któy uścisnął dłonie swej kuzynki i młodego lekarza, zaś Blankę pocałował w głowę.
— Kochany kuzyn — rzekła Blanka z udaną powagą — nie zasługuje, abyśmy kochały go tak jak kochamy.
— I dla czegóż to mianowicie? — zapytał ksiądz z nśmiechem.
— Zapomina o nas. Prawie cały miesiąc nie widziałyśmy kuzyna.
— Widziałaś mnie zeszłej niedzieli w kościele św. Sulpicyusza na kazaniu.
— To się nie liczy... należy przyjść do nas.
— Mam wiele zajęcia i wierz mi, jeżeli nie przychodzę tak często jak pragnąłbym, to dla tego tylko iż brak mi czasu.
A zwróciwszy się do Lucyana dodał:
— Mam dla ciebie dobrą wiadomość. — Od mego ojca?
— Nie, od rady dobroczynności publicznej.
— Czy w kwesty! posady lekarza pomocnika w zakładzie dla obłąkanych.
— Tak.
— Cóż, jest nadzieja?
— Więcej niż nadzieja — pewność.
— Dziękuję księdzu serdecznie. Kiedyż mam objąć obowiązki?
— Nie prędko, dopiero za pół roku.
— Rzeczywiście...
— A cóż to znaczy! Przez ten czas dopełnisz studyów w Salpêtriére i będziesz odwiedzał moją kuzynkę. Zdaje mi się, że to skróci ci czas. Ale jest jeszcze jedna rzecz.