Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/229

Ta strona została przepisana.

leśnie dotknięty takiem przypuszczeniem. — Jak pani może pomyśleć coś podobnego. To jest okrucieństwem!
— Czy sądzisz pan, że ja nad tem nie cierpię?
— Ale to nie powód do powątpiewania o mnie. Więc pani może zapomnieć?
— Ja! nigdy!
I nie mając siły dłużej panować nad sobą rozpłakała się.
Lucyan zmieszał się niezmiernie, gdyż te łzy Blanki były wymownem wyznaniem miłości.
Zapomniał o postanowieniu i pozwolił swobodnie przemówić swemu sercu.
— Blanko — rzekł siadając przy niej — przez wiele lat żyliśmy obok siebie i poznaliśmy się dobrze. Pomny na obowiązek względem rodziny, która uczyniła mi zaszczyt, obdarzając mnie zaufaniem, milczałem dotychczas o nadziejach i marzeniach przepełniających moje serce. Do dnia dzisiejszego nie śmiałem wypowiedzieć ci tego, o czem nie mogę zamilczeć już teraz. Łzy twoje zmusiły mnie do wyznania. Kocham cię Blanko... nie jak brat, lecz jak narzeczony. Blanko droga, po wjedź, czy kochasz mnie tak samo?
— Lucyanie — szepnęła zmieszana, lecz uszczęśliwiona.
— Odpowiedz mi droga Blanko — mówił z zapałem — czy kochasz mnie o tyle, byś mogła przysiądz, że będziesz tylko moją? że serce twoje będzie uderzało tylko dla mnie? Powiedz!...
Podniosła zarumienioną twarz i głosem jak szept cichym odrzekła:
— Wiedziałam, że kochasz mnie... i ja kocham ciebie...
— I będziesz kochała zawsze?
— Zawsze.
— Przysięgasz mi to?