Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/231

Ta strona została przepisana.

Do widzenia... do jutra.
Lucyan złożył pocałunek na czole Blanki i oddalił się.

∗             ∗

Notaryusz rodziny d‘Areynes, obejmując zarząd spadku po hr. Emanuelu, wziął na siebie zadanie czuwania nad nim z troskliwością ojcowską.
Korzystając z udzielonej sobie plenipotencyi, polokował kapitały korzystnie, zarządził cięcia wyrębów leśnych i tym sposobem znacznie powiększył dochody.
Ale co to wszystko znaczyło?
Marnotrawstwo Gilberta, któremu żona, pomimo doświadczenia, pozwoliła rozporządzać się dochodami, doprowadziło interesa do takiego stanu, że notaryusz postanowił powiadomić o nim Henrykę.
Nie chciała mu wierzyć i zażądała dowodów.
Zebrał je i przybył przedstawić.
— Przedewszystkiem — oświadczyła Henryka, — muszę podziękować panu za pośpiech, z jakim spełniłeś moją prośbę. Przez pamięć na mego stryja zachowałeś pan przyjaźń i dla mnie i to ośmieliło mnie prosić cię o pomoc. Wdzięczną jestem panu nieskończenie...
— Niech pan i odemnie przyjmie serdeczne podziękowanie — rzekł ksiądz d’Areynes.
Te szczere dowody wdzięczności wzruszyły notaryusza.
— Czy może mi pan udzielić szczegółów, o które prosiłam? — zapytała Henryka.
— Mogę, ale...
— Ale co?
— Nie wiem, czy będę mógł powiedzieć o wszystkiem, są bowiem rzeczy zbyt bolesne dla serca kobiety i matki.