Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/234

Ta strona została przepisana.

— Pieniądze żony, do których nie ma najmniejszego prawa, rozrzuca pomiędzy dziewczęta! — zawołał oburzony ksiądz d‘Areynes. Ależ to jest nikczemnik!
— Wolałabym umrzeć! — zawołała Henryka.
— Nie — przerwał notaryusz, — powinna pani uzbroić się w odwagę i żyć, nie zostawić swego dziecka na łasce ojca marnotrawnego i wyrodnego.
— Na szczęście, nie może naruszyć samego majątku Blanki, gdyż kontrakt ślubny ustanowił separację dóbr.
— Jest opiekunem panny Maryi Blanki — odrzekł notaryusz.
— Zgoda, lecz nawet jako opiekun jest bezsilnym wobec zastrzeżeń zawartych w testamencie hr, Emanuela.
— Tak ksiądz myśli?
— Rozumie się.
— Więc muszę go wyprowadzić z błędu. Przypuśćmy na chwilę, co nie daj Boże, że pani Rollin umiera przed zamążpójściem panny Blanki.
— W takim razie — przerwała Henryka — córka moja odziedzicza majątek po moim stryju.
— Bez wątpienia, lecz ojciec jej, jako opiekun, może rozpocząć proces o unieważnienie testamentu.
— W jakim celu?
— W celu niedopuszczenia dziecka do użytkowania z majątku, które przysługiwało matce.
— To rzecz niemożliwa! — zawołał ksiądz.
— Na nieszczęście, bardzo możliwa! Czy p. Rollin zna tekst testamentu?
— Posiada kopię jego.
— Otóż, jeżeli p. Rollin zna kodeks, to musiał oddawna odkryć w testamencie słaby punkt jego, dający podstawę do unieważnienia.