Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/236

Ta strona została przepisana.

nowcze postanowienie, jeżeli nie położy pani tamy haniebnemu postępowaniu swego męża.
— Ma pan słuszności — odrzekła Henryka. — Nie będę już tak słabą i zdobędę się na energię, by zabezpieczyć przyszłość i majątek mej córki. Przysięgam, iż nie dam naruszyć go, dopóki żyć będę. Co zaś do człowieka, którego przeznaczam jej na męża, to jestem spokojną, iż nie stanie się on spólnikiem swego teścia. Ręczę za jego uczciwość jak za swoją. Ale nie mogę pozwolić, by nazwisko jakie nosimy ja i córka moja, zostało splamione. Należy zapobiedz temu jak najprędzej! Niech pan poda sposób!
— Nie śmiem proponować pani rozwodu — rzekł notaryusz.
— I ma pan słuszność — odrzekł ksiądz d‘Areynes. — Rozwód obraża prawa boskie i społeczne. Jestem pewny, że moja kuzynka odtrąci tę myśl.
— Naturalnie, że nie zgadzam się na nią. Będę i nadal nosiła nazwisko Gilberta Rollina, ale pragnę, by ten, który mi je dał, szanował je. Zanadto byłam słabą i pokutuję za to. Ale zdobędę się na energię. Więc pan mówi, że długi mego męża wynoszą...
— Czterysta dwadzieścia sześć tysięcy franków.
— Należy zapłacić tę sumę.
— Czem?
— Pieniędzmi jakie pan posiada i jakie otrzyma ze sprzedaży moich brylantów.
— To nie wystarczy. Rozporządzam w tej chwili czterdziestu pięcioma tysiącami franków, których odmówiłem wczoraj p. Rollinowi, ażeby je zachować dla pani. Stanowią one resztę dwustu tysięcy franków, należnych pani za ten rok.
— Mamy dopiero lipiec, a pan już wypłacił mu sto pięćdziesiąt pięć tysięcy franków!
— Tak, pani.