Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/238

Ta strona została przepisana.

— Co się zaś tyczy owego nieszczęśliwego punktu w testamencie.
— Niech ksiądz o tem nie mówi, na razie niebezpieczeństwa niema, pomówimy o tem później. Teraz chodzi o to, by pani Rollin wystąpiła stanowczo.
Henryka przywołała służącego i zapytała:
— Czy pan Rollin w domu?
— Przybył w tej chili.
— Poproś go, by był łaskaw przybyć do mnie.
Służący wyszedł.
— Co zamierzasz uczynić? — zapytał ksiądz d‘Areynes.
— Chcę wobecności panów ośwadczyć mu moją wolę... chcę, by widząc mnie z panami, zrozumiał, że mam przyjaciół, którzy wystąpią w obronie mojej.
— Ach czemuż nie byłaś zawsze taką! — rzekł ksiądz.
Wszedł Gilbert.
Ex-kapitan 3-ej kompanii 57-go batalionu gwardyi narodowej, były spólnik Serwacego Duplata, przez ostatnie kilkanaście let postarzał się znacznie.
Postać jego pozostała szykowną, ale twarz nosiła ślady zmęczenia, życia gorączkowego i rozpusty.
Nadużycie uciech przygasiło wzrok, pofałdowało policzki i czoło.
Wprawdzie niezmierna dbałość o swą osobę, użycie kosmetyków, farb do włosów, pudru, i welutiny urzymały pozory młodości, ale złudzenie to znikało prędko po bliźszem przyjrzeniu się.
Życzenie Henryki rozmówienia się z nim o tak późnej porze zdziwiło go, lecz nie wywołało niepokoju.
Jednak gdy wszedł do salonu i spostrzegł księdza d‘Areynes i notaryusza, poczytał obecność ich za złą wróżbę.
— Szanowny ksiądz i kochany notaryusz — zawo-