Strona:PL De Montepin - Róża i blanka.pdf/24

Ta strona została przepisana.

Duplat i Gilbert poszli dalej razem.
Mąż Henryki, jak widzimy, słusznie przypuszczał, że niedawny spór jego z byłym fury erem nie ma żadnego znaczenia.
Duplat już zapomniał o nim. Jedyna myśl zajmowała go teraz: zabrać ukryte w piwnicy pieniądze i następnie udać się do mieszkania, w celu zniszczenia munduru.

XXIX.

Wspólnik Merlina postępował tak szybko, że Gilbert z trudnością podążał za nim.
— Powiedziałeś pan — rzekł Duplat, że szedłeś do bramy św. Gerwazego, ale zważywszy na ten grad pocisków i deszcz, przypuszczam, że dla tego, by podziwiać moje męztwo w walce z wersalczykami.
— Rzeczywiście odrzekł Gilbert.
— Więc masz pan interes bardzo ważny?
— Tak.
— Obchodzący mnie, czy pana?
— Obu nas.
— Więc mów pan prędko, gdyż nie mam czasu.
— O takich rzeczach nie można mówić na ulicy.
— W takim razie idź pan swoją drogą, a ja pójdę swoją. Nie mam czasu słuchać pańskich dykteryek.
— Nawet gdybyś miał zarobić sto tysięcy franków?
Duplat zatrzymał się nagle, jak gdyby wrósł w ciemię i ująwszy Gilberta za ramię, spojrzał mu w oczy.
— Coś pan powiedział?
— Powiedziałem, że możesz pan zarobić sto tysięcy franków.
— Więc od czasu, w którym widzieliśmy się ostatni raz, musiałeś pan odziedziczyć majątek. Może ten